Nie jestem "linowcem". Przykład poniżej dotyczy jednak tematu zwykle z lean utożsamianego. Bo można wychodząc z DFA (Design for Assembly), które koncentruje się na upraszczaniu konstrukcji, dojść do upraszczania procesów. Cała kwestia siedzi w nawykach myślowych.
Zacznijmy od początku, często to co nas blokuje przed zauważeniem możliwości ulepszenia, to nawyki i przyzwyczajenia. Bo czasami sprawy są tak oczywiste, że nawet się nie zastanawiamy nad nimi, nie myślimy czy coś można by w nich ulepszyć. Zawsze tak robiliśmy i po co zmieniać.
A jeśli można lepiej?
Bohater
Ponieważ zawodowo jestem związany umowami NDA, nie mogę pokazać tematów, które rozwiązuje razem z moimi klientami. Przedstawię więc przykład z najzwyklejszego ekspresu przelewowego do kawy - w sytuacji domowej. Można uznać taki przykład za dziecinadę, ale jest uniwersalny.
Lubię kawę filtrowaną i po przetestowaniu różnych sposobów parzenia w domu wróciłem do ekspresu przelewowego. Najczęściej przygotowuje jednorazowo tylko dwie kawy, dla siebie i żony. Mój dzbanek ma dużo większą pojemność niż dwie porcje, co przydaje się gdy są goście.
Co można w tym uprościć?
Mi się wydawało, że nic.
Jednak nasiąknięty (jak fusy wrzatkiem) myśleniem Design for Assembly (DFA), gdzie głównym narzędziem jest zmniejszanie ilości komponentów w projektowanym złożeniu, podważyłem pewną czynność przy parzeniu kawy w ekspresie i związany z nią wymienny artykuł.
Najpierw przetestowałem pomysł i działa. Nie wiem czy też tak macie, ale część pomysłów działać nie chce. Tu się udało.
Prosta innowacja
Pomysł polega na tym, że przestałem wymieniać filtr na nowy po każdym zaparzeniu dwóch, lub tylko jednej kawy.
Pamiętam rozmowę z baristką, długa ekspozycja zmielonej kawy na wodę pomaga wydobyć jeszcze więcej zawartych tam składników (nie wszystkie są tymi dobrymi, ale większość tak). Filtr wymieniam dopiero wtedy, gdy fusów jest w nim tak dużo, że więcej się nie zmieści.
Na zdjęciu powyżej - jeszcze trochę kawy się zmieści
Główna obiekcja? Pleśń lub bakterie na starej kawie.
Moja kawa nie pleśnieje w filtrze, bo robię ją najrzadziej raz dziennie (zwykle dwa). Każde zaparzanie sterylizuje filtr ze zgromadzoną tam kawą. Jeśli wyjeżdżam i przez trzy dni nie robię kawy, to oczywiście wyrzucam filtr z kawą, niezależnie od tego ile tam jej jest.
Jaka korzyść z takiego dosypywania i rzadszego wymianiania filtra?
Jeśli pomyślicie o wydobyciu więcej kofeiny i innych smakowo-zapachowych związków, to nie jest to dla mnie główna korzyść. Nawet oszczędność na filtrze papierowym, choć cieszy, nie jest główną sprawą (wiem, że producenci filtrów nie będą szczęśliwi, drzewa już tak).
Najważniejsze jednak dla mnie jest oszczędzenie kilkudziesięciu sekund na zbyt częste (w mojej ocenie) wymienianie filtra ze zużytą kawą.
Gdybym tak często nie sprawdzał (w DFA to istotne) ile kosztuje sekunda pracownika na produkcji, to nie przeliczałbym tego na pieniądze. Nie mniej niż dwa grosze, czasami nawet 10 groszy na sekundę firmy wyceniają czas pracy swojego pracownika produkcyjnego (z narzutami). Czasami sama świadomość jak przelicza się czas na pieniądz pomaga wypatrywać tego typu możliwości.
Minusy
Kawa robi się nieco wolniej, dla mnie nie jest to nawet zauważalne. Innych minusów nie znalazłem. Może ktoś z Was mi pomoże?
Kawa nie jest chłodniejsza, mimo dużej bezwładności cieplnej filtra pełnego mokrych fusów, choć pewnie kilkanascie Wh na to zbędne podgrzewanie schodzi. Po prostu dzbanek jest wystarczająco dobrze podgrzewany od dołu.
Wiem - moja sytuacja jest specyficzna, gdybym robił za jednym razem 8-10 porcji kawy, to nie byłoby tematu, bo filtr za jednym razem byłby pełen.
Co myślicie, jakie są przeciwskazania?
Na tak postawione pytanie w pierwszej wersji artykułu odpowiedział Przemysław Lisek:
Pozostanę sceptyczny. Nie wiem, kto szkolił owego baristę, ale mnie główna technolożka w Costa Cafe. I zdecydowanie unikam nadmiernie długiego kontaktu kawy z gorącą wodą. Dzięki niemu zrozumiałem w końcu czemu parzenie krótkiego espresso z dolaniem wrzątku (americana) jest lepsze od klasycznej długiej kawy.
To mocny argument, ja akurat lubię long ceffee, kwestia gustu.
Mateusz Dyraga skomentował:
Plus daje za przemyślenia w kwestii doskonalenia również w codziennym życiu. Jednak sam pomysł w mojej opinii zasługuje na odrzucenie z poniższych powodów:
- najważniejszy to fakt, że kawa z czystego filtra i pełnego filtra to nie ta sama kawa wg Twojego opisu na wstępie, tym samym wprowadziłeś zmienność w jakości produktu. Czy wystarczająco odczuwalna to trzeba by było się wszystkich klientów (pijących kawę u Ciebie) zapytać. Z pewnością nie wszędzie jednak Twoje rozwiązanie się sprawdzi,
- wprowadzasz ryzyko w postaci pleśni, jak się mocno za myślisz, a nieprzespana noc po wyjeździe sprzyja tego typu błędom, to możesz zrobić kawę min do wyrzucenia,
- jako przeciwdziałanie pleśni metodę kontrolną. Ktoś będzie musiał się zastanowić kiedy wymieniał filtr ostatnio, lub wizualnie ocenić czy nie ma pleśni, a to wymaga czasu,
- wprowadzasz kontrolę pełności filtra do procesu, znów kolejny poświęcony czas,
- wydłużasz proces parzenia, więc masz większe koszty ekspresu, a jak czekasz na kawę to i operatora,
- wprowadzasz potencjalne ryzyka w procesie, np mokre, zimne pozostałości w filtrze obniżają temp parzenia, przez co kawa się nie parzy, a bardziej płucze. Może być ryzyko zatkania filtra itd.
A Janusz Kałużyński ironicznie zauważył:
W podobny sposób można też usprawnić inny proces i spuszczać wodę co 2-3 raz. I wodę się oszczędzi, i spłuczkę i czas. Najtwardsi "linowcy" pewnie dojdą i do 4-go razu, ale minusy tego rozwiązania pozostawię do indywidualnej oceny :)
Od siebie dodam, że proponując cokolwiek nowego/innego, trzeba mieć odporność na krytykę :)
Zdjęcie powyżej - tu już zdecydowanie filtr trzeba wymienić.
Czy można jeszcze lepiej?
Gdy cieszymy się wymyśleniem czegoś nowego, lepszego wypełniają nas endorfiny. Wówczas, warto jeszcze po kilku dniach, gdy emocje opadną zastanowić się czy można jeszcze lepiej. Wprawdzie lepszy pomysł może zabić ten poprzedni (a to nasze "dziecko"), ale pytanie warto stawiać.
W tym kontekście, na taki, jeszcze lepszy pomysł wpadł wspomniany już Janusz Kałużyński: Odpowiedzią na wszystkie te bolączki i jednocześnie takie DFA, że niejeden inżynier się za głowę złapie, jest cukierek kawowy Kopiko.
Rozerwanie papierka trwa 3 sekundy, do ogarnięcia jest tylko 1 część (opakowanie), a brak części ruchomych zapewnia długą żywotność. Sprawdzone empirycznie, polecam.
Genialne, wprawdzie rano znów wypiłem kawę z ekspresu, ale wg. DFA to ideał porównywalny tylko z kawą rozpuszczalną. Gdyby jeszcze nie te gusta i guściki...
Bartłomiej Irzyński przywołał jeszcze swoje doświadczenie z filtrem wielokrotnego użytku. Gdyby jeszcze taki filtr sam się automatycznie opróżniał i przemywał. Właściwie są takie ekspresy w pełni automatyczne, wsypujesz ziarna ulubionej kawy i wodę, co jakiś czas opróżniasz pojemnij na fusy. Kusząca możliwość, którą używałem wielokrotnie w hotelach, w domu jeszcze nie spróbowałem. Chyba mam ograniczenie w myśleniu nt. kosztu takiego sprzętu.
Teza podsumowująca
Wracam już do pierwotnego przykładu z rzadszym wymnienianiem filtra do fusów. Zauważyłem ćwicząc upraszczanie konstrukcji, że wpadłem na pomysł jak uprościć proces. Uważam, że nowe ścieżki w neuronach wyćwiczone narzędziem z jednego obszaru pomagają wpadać na pokrewne pomysły w innych obszarach. Potem rozważałem jeszcze, czy może sama świadomość kosztu sekundy na produkcji tak pomaga w odkrywaniu nowych możliwości.
A jakie są Wasze doświadczenia?
Serdecznie dziękuję wymienionym komentatorom pierwszej wersji artykułu za udział w dyskusji i zaangażowanie.
A jeśli chcesz więcej o tym, że upraszczanie (procesów, konstrukcji, przepisów, procedur, planów biznesowych itp) jest sprawą mentalności nastawionej na upraszczanie, to może poniższe wystąpienie uznasz za ciekawe. Bo dlaczego trzeba by o tym przypominać decydentom w NASA?